niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział dwunasty

Moja głowa opierała się  właśnie o chłodną powierzchnę szyby, kiedy głośne łomoty wydobywały się dokładnie przed samochodem. Z jękiem przymrużyłam oczy, kiedy jasne światło do nich dotarło.
- Kurwa- jęknęłam na tyle głośno, by łomoty nagle ustały.
Nareszcie. Uśmiech wkradł się na moje usta, kiedy dłonią wyszukałam klamki drzwi samochodowych. Pociągnęłam ją do siebie, zapominając postawić nogę na powierzchni, co skończyło się upadkiem twarzą w... piasek?
Miękki, a mimo to drażniący przez małe kamienie. Ciepły, otulający moje dłonie. I gardłowy śmiech Zayn'a stojącego nade mną.
- Kurwa mać- znów jęknęłam.
Wsparłam się rękoma by podnieść się z ziemi. I wtedy zobaczyłam gdzie się znajduje.
Plaża tuż obok małego jeziora. Słońce odbijające się od tafli wody, raziło mnie w oczy. Ale nie psuło nastroju. Za mną las, z którego łagodny zapach przypominał mi o domie. Znów się uśmiechnęłam. Nawet nie przeszkadzało mi towarzystwo Zayn'a. Nic nie mogło zniszczyć tak pięknej chwili. Nawet mój upadek.
Kątem oka spoglądam na Malika. Jego dumny wyraz twarzy mówi wszystko za siebie.
- Gdzieś ty mnie przywiózł Zayn- westchnęłam wesoło, nieśmiało spuszczając wzrok na swoje stopy. Przez dłuższy czas staliśmy w ciszy. Jakby zastanawiał się co odpowiedzieć. Może mnie nie usłyszał? Wzdycham kolejny raz. W końcu patrzę na niego.
- Przyjeżdżałem tutaj z ojcem. Nazywaliśmy to miejsce Odskocznia- powiedział, kiedy światło w jego oczach zupełnie przygasło. Nie rozumiałam dlaczego, jednak intuicja mówiła mi bym nie brnęła w to dalej.
- Co właściwie robiłeś?- zaśmiałam się, wskazując na porozkładane płachty materiału. Malik podszedł do tego z zaciekawieniem. Przykucnął. Zaprosił mnie do siebie, poklepując lekko ziemię usypaną ciepłym piaskiem. Jedynie dotknął jej wierzchem dłoni, tak jakby nie chciał jej zranić, co wydało mi się zupełnie niedorzeczne.
Przysiadłam tuż obok niego. Tak że nasze kolana zetknęły się ze sobą.
- Tu będziemy mieszkać przez następny tydzień- zrobił okrężny ruch ręki, jakby chciał pokazać coś doskonałego, jednak ja widziałam tylko stare koce porozwieszane na patykach, a pod nimi dwa śpiwory.
- A co będziemy jeść, geniuszu?- złożyłam ramiona w krzyż, na klatce piersiowej. Zayn patrzy na mnie jak na idiotkę, jakby było to oczywiste.
- Ryby, które złowimy- wskazał na jezioro i łódkę tuż przy drewnianej kładce.
- Złowisz- poprawiłam go- ja nie uczestniczę w tym gównie- wstałam otrzepując się rękoma. Obracam się bez słowa, idąc przed siebie. I czując jego wzrok na swoich plecach.
- Gdzie się wybierasz?
- Muszę zostać sama- odpowiadam bez ogródek, wchodząc w głąb lasu. Pozostawiając za sobą piękną panoramę. I szum obijających się od brzeg fal.  W butach pozostaje jedynie piasek kłujący mnie w stopy.
Zastanawia mnie, dlaczego tutaj pogoda jest nadzwyczaj piękna. Mamy w końcu środek jesieni. Z drzew powinny spadać kolorowe liście. A chłód owiewać ramiona. Ale tak nie jest. Słońce cały czas grzeję mi w plecy. Ręcę obijają mi się o drzewa. I kiedy upewniam się że jestem na tyle daleko, wyciągam z kieszeni telefon. Przecieram palcem zakurzoną szybkę, wybierając telefon z listy kontaktów. Po pierwszym połączeniu jego głos wydobywa się z słuchawki.
- Tak?
- Halo? To ja, Riley- przedstawiam się, stawiając na to że wujek nadal nie ma zapisanego mojego numeru w kontaktach.
- Coś się stało? Bo jestem chwilowo zajęty- mówi wymijająco. Palcami zrywam jedno z źdźbeł trawy.
- Tak. Stało się. Zayn zabrał mnie, nawet nie wiem gdzie. Namierz mnie i powiedz gdzie jestem- obracam palcami, dokładnie oglądając liść.
- To może dosyć długo potrwać.
- Mam to w dupie, rozumiesz? Za pięć minut chcę dostać wiadomość gdzie się znajduję.- rozłączam połączenie, raniąc się ostrą częścią liścia. Nerwy biorą górę i pięścią trafiam w jedno z drzew. Zginam się w pół z bólu. Głośny jęk wydobywa się z ust.
- Kurwa!- znów jęczę.
Trzepię ręką we wszystkie strony, sprawiając by mniej bolała. Przykładam dłoń do swoich knykci,  z których już sączy się wolno szkarłatna ciecz. Mam ochotę jebnąć sobie w czoło, przez swoją głupotę. Jednak wolę skończyć wszystko na swoich zdartych kostkach.
Rozglądam się wolno po tym co mnie właśnie otacza, szukając drogi powrotnej, którą gdzieś zgubiłam. Palcem przejeżdżam po dolnej wardze. Próbuję wsłuchać się w szum fal, lub chociażby je usłyszeć, ale niestety nie udaje mi się to. Jestem za daleko od jeziora.
- No nie…- jęczę, kopiąc jeden z kamieni. Zgubiłam się. Kurwa mać, ja się zgubiłam. 
___________________________________

Hej. Wiem możecie być na mnie wkurzone. Rozdział wyszedł mi do dupy, bo nie miałam weny. A jeszcze dodaję go dopiero teraz. Mam nadzieję że mi to wybaczycie :**