czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział szósty

Dzwonek plastikowego budzika, każe mi otworzyć oczy. Natrętnie co kilka sekund wydaje swoją melodie.
Twarz utkwiona w głębi puchowej poduszki, wcale nie chcę spotkać się dzisiaj z moim "szefem", dlatego zwalam prawą dłonią małe urządzenie.
Już organizuję w swojej głowie imprezę triumfalną, kiedy po raz kolejny w moich uszach dźwięczy muzyka.
Zaciskam oczy. Próbuję ją ignorować. Spać. Spać. Spać.
Oddycham głęboko. Jakbym była nie przystosowanym do tego środowiska zwierzęciem. Zwierzęciem, które próbuję się bronić, przed samym sobą. Wciąż probuję pozostać ze stali. Próbuję ukrywać swoję słabości, ale czy mu się uda?
Czas pokaże. Los przyniesie odpowiedź w kopercie z listem, zaadresowanym do odbiorcy. Tytuł? "Co dalej".
Przykładam dłonie do swoich uszu. Przyciskam je najmocniej jak tylko potrafię, nie pozostawiając ani trochę wolnej przestrzeni. A w głowie wciąż echo.
" Nigdy nie uciekniesz od rzeczywistości, Riley".
Tak długo z tym zwlekałam. Chciałam dopaść ją z zaskoczenia. Pokazać jak dorosłam. Pokazać jak bardzo jestem szczęśliwa. Ale to ona pierwsza dopadła mnie. I to w momencie, kiedy chciałam schować się w drewnianej szafie.
Wzdycham. Wygrałaś. Wstaję na równe nogi. Musze stawić czoła swojemu życiu. Temu prawdziwemu.
Pora pożegnać marzenia, w których tkwiłam przez ostatnie pięć lat. Musze powiedzieć "Do widzenia" zmyślonej rodzinie. I raz na zawsze, pozbyć się ich mordercy.
W końcu po to tutaj przyjechałam. Mam na to jedynie miesiąc i ani chwili dłużej.
Dam z siebie wszystko. Zdobędę jego zaufanie. Będę jego przyjaciółką. A nawet kimś więcej. Rozkocham go w sobie, nawet jeśli będzie trzeba. Niczego tak bardzo nie pragnę jak tego by wreszcie przekreślić żywot Zayn'a Malik'a.
Wpadam do garderoby. Mój palec wskazujący, teatralnie ląduje na dolnej wardze. Nie za bardzo wiem w co się ubrać. W końcu bydle, powiedziało tylko że mam być pod hangarem o ósmej... Chwila!
Zerkam na zegar ścienny. Ile spałam? Długa wskazówka ląduje na dwunastce. Zaś grubsza równo na.. dziewiątce.
Jestem spóźniona godzinę!
Z drugiej strony.. żeby to nie pierwszy raz się spóźniam? Pewnie i tak nie zauważą że mnie nie ma. Zresztą nawet nie dzwonili, więc chyba nie jestem im do niczego potrzebna.
Wzruszam ramionami. Ponownie przejeżdżam wzrokiem po białych półkach. Sięgam dłonią na najwyższą. Ściągam z niej białą obcisłą podoszulkę z dość dużym dekoltem. Bo w końcu czym mam go zafascynować? Swoim gadaniem? Twarzą? Jaki facet jest skory do rozmawiania? Jaki facet nie patrzy w cycki tylko w twarz?
Ah, no tak.. Gej.
Z wieszaka obok, swobodnie zwisa mój szary sweter. Narzucam go jedynie na siebie, by utrzymać ciepło. Ciasne czarne rurki, wyokrąglają moją płaską pupę. Nigdzie mi się nie spieszy, więc postanawiam wyprostować swoje loki.
Ostrożnie przeciągam każdy kosmyk gorzko czekoladowych włosów. Może to uczyni mnie choć trochę atrakcyjniejszą.
Przeglądam się w lustrze. Przeciągam rzęsy tuszem. Na powiekach pozostają małe czarne kropki. Ścieram je nawilżonym patyczkiem do uszu. Następnie jedną -jak dla mnie- zbyt grubą kreskę elajnera. Policzki zostają potraktowane odrobiną różu, zaś usta bezbarwnym błyszczykiem. Wyglądam nie źle, ale to i tak nie zmienia faktu że nie jestem zbyt atrakcyjną dziewczyną.
Moja twarz dalej pozostaje blada. Oczy o wiele za duże. A usta, dalej wyglądają jakby namalował je na mojej twarzy narkoman na haju.
Wychodzę z sypialni. Wysyłam gniewne spojrzenie odbiciu. Nie mogę dłużej na siebie patrzeć.

***

Daje taksówkarzowi pare funtów. Nie oczekuję reszty. Niech się pocieszy. Dziś dzień dobroci! Riley jest - w miarę - dobrym humorze, więc nic wam dzisiaj nie grozi- jak na razie.
Stoję pod ogromnym hangarem. Aż korci żeby ponownie wsiąść do taksówki, i kazać kierowcy zawieźć mnie tam skąd przywiózł.
Na szczęście, na dworze nie ma nikogo, więc mam jeszcze chwilę by trochę pomyśleć.
Jestem spóźniona. I to dobre trzy godziny. To już powinni zauważać. A zwłaszcza On.
Jako dobry szef, powinien wiedzieć kto jest a kogo nie ma. Powinien dbać o to by nikt się nie spóźniał i by każdy go słuchał.
Dotychczas tak było.
Wszyscy podporządkowywali się Zayn'owi, jak wytresowane pieski. Byli wobec niego ulegli. On był Panem. Co z dnia na dzień, próbuje mi pokazać. Próbuje mnie podporządkować. Ale czy mu się uda?
No nie byłabym tego taka pewna.
Z uśmiechem na twarzy, zaciągam rękaw swetra. Jestem gotowa.
Bogini mentalnie bierze w objęcia moją dłoń. Dodaję mi w ten sposób otuchy. Dziś jestem inna. Dziś wszystko się zmienia. Wróciła pewność siebie. Jakby podrzucona w paczce od siostry. Z karteczką "Trochę otuchy".
Wchodzę przez ogromne metalowe drzwi.
Wszyscy stoją na środku całego pomieszczenia. Brak jedynie Zayn'a i Niall'a.
Piszczę wewnętrznie. Na szczęście nie muszę- jak na razie- na niego patrzeć.
Wzrokiem otaczam całe towarzystwo. Jest ich chyba z dziesięciu. Wśród nich wszystkich zauważam Harry'ego. Tak dobrze znów go zobaczyć. Jest mi zupełnie obcy, z drugiej strony tak dobrze go znam. Jest wrogiem, z drugiej strony przyjacielem. Lecz radość na jego widok, pozwala mi zapomnieć o tym pierwszym.
Wolnym krokiem, jak gdyby nigdy nic zbliżam się do muskularnych mężczyzn. Odór potu i tanich perfum miesza się z pleśnią rozchodzącą się po ścianach.
Nikt nie zwraca na mnie uwagi, prócz niego. Wita mnie swoim poważnym spojrzeniem. Nie jest zadowolony.
Mimo to podchodzę coraz bliżej. Nie obawiam się niczego. Czuję się jakbym była przy członku rodziny. Jakbym właśnie zmierzała do jednego ze swych kuzynów.
Staję przed nim. Przez chwilę milczymy. Zupełnie nie wiem co powiedzieć. Co się mówi w takich sytuacjach? Hej, miło Cię widzieć?
- Spóźniłaś się- mówi cicho.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo jest przerażony.
- Ciebie też miło widzieć- splatam ramiona na piersiach- Przecież wiem, nie musisz mnie o tym informować.- posyłam mu najśliczniejszy uśmiech, na jaki tylko mnie stać.
- Casey- wzdycha- To nie jest moment to żartów. Znowu go wkurwiłaś. A wiesz czym to grozi.- poucza mnie.
Czuję się jak dziecko, które właśnie zrobiło coś złego. Zupełnie jak wczoraj.
- No i?- zarzucam włosami do tyłu- Pobiję mnie, i co? Co za różnica? Pobił mnie wczoraj, pobiję dzisiaj, jutro i w następne dni.
- Któregoś dnia, wkurwisz go tak bardzo że Cię zabiję, rozumiesz? To nie jest miły facet, więc radzę Ci jak przyjaciel, przyjaciółce, bądź posłuszna.
- Ani  mi się śni- syczę- Nie mam zamiaru kulić ogona, przed jakimś zadufanym w sobie Kutasem. Nie boję się śmierci.- patrzę prosto w szkarłatne, troskliwe oczy.
Wiem że się o mnie martwi. I na prawdę nie chcę z nim tak rozmawiać, ale sam mnie do tego zmusza. Nikt nie będzie mi zarzucał że mam się komuś podporządkowywać!
- Dobrze, rób co chcesz.- jego dłonie lądują na moich ramionach. Nie strącam ich. Dają miłe ciepło. I pierwszy raz, od tak dawna poczułam się bezpiecznie- Tylko zapamiętaj sobie moje słowa. On jest nie obliczalny. I lepiej żyć z nim w zgodzie- opuszcza dłonie. Chłód owiewa moje ramiona. Wróć!
Widzi moją zmartwioną minę. Najwyraźniej wyglądam zabawnie, bo zaczyna chichotać. Na twarzy powraca uśmiech.
- Chodź, powinnaś się nauczyć jak się strzela z broni- łapie moją dłoń. Jest taka ogromna! Daje ciepło. Czuje się jakbym siedziała przy kominku, w domu rodzinnym. Okryta kocem. W rękach kubek gorącej czekolady, pieszczącej moje podniebienie.
Ciągnięta w głąb towarzystwa, zauważam dwie tablice, przedstawiające czarne sylwetki ludzi. Białe okręgi na czarnym tle pokazują stopnie celności. Rośnie ona od dziesięciu aż do stu. Sto- okolice serca.
- Paul! Rzuć no jeden z pistoletów!- krzyczy do gościa z fajką w ustach. Nonszalancko wydmuchuję dym papierosowy z buzi. Rzuca jedną z czarnych "zabawek".
- Masz- podaje mi pistolet- To jest zabezpieczenie. Przyciągasz do siebie i..
- Wiem jak się strzela- wzdycham. Odbezpieczam pistolet. Teraz wystarczy tylko jedno przyciśnięcie.. Hmm.. Ciekawe gdzie się podziewa Zayn.
- Wiesz?
- Pewnie że tak- uśmiecham się. Rzucam artystycznie pistoletem. Robi w powietrzu fikołki, następnie ponownie trafia w moje dłonie- Nie ufasz mi?
- Nie, gdy masz broń w rękach.- drapie się w kark.
- Spokojnie- chichocze- Nie zrobię nic głupiego. Może zaczniemy te ćwiczenia?
- Okej- uśmiecha się- Skoro wiesz jak strzelać- nie dopytuje się skąd- spróbuj trafić w serce- pokazuję na jedną z tarcz.
- Nie uda jej się- zarzucił Cody.
- Mówi chłopiec, który dostał od niej manto.- a więc to ten. Chyba powinnam go przeprosić. Tak chyba robią kulturalni ludzie. Ale kto powiedział że ja jestem kulturalna?
Obkręcam w dłoniach pistolet. Dokładnie się mu przyglądam. Wygląda znajomo.
- Co jest?- pyta Harry.
- Nic, po prostu...- patrzę na brązową rączkę pistoletu. Zaniemówiłam. Jestem wręcz zaskoczona.
Czarny krzyż wymalowany na brązowej rączce. Pistolet mojego ojca. Pamiętam go. Pamiętam, jak za dziecka trzymałam go w swoich pulchniutkich dłoniach, po tym jako zbyt ciekawska dziewczynka, grzebałam w szafkach taty.
- Czy to Airsoft GC104?- ogromna gula żółci, przeszkadza w wypowiedzeniu kolejnych słów.
- Tak. Skąd wiedziałaś?
- Mój ojciec miał podobny- wzdycham.- Co oznacza ten czarny krzyż na rączce?
- A to nic ważnego. Znak gangu, z którym konkurowaliśmy. Z tego co wiem Zayn, sam zamordował najważniejszych ludzi, po tym słuch o nich zaginął.- wzrusza ramionami. Zupełnie jakby mówił o czymś zupełnie normalnym. "Nic takiego".
Wzdycham. Muszę wziąć się w garść. Nie mogę się tutaj rozpłakać. Dziś miałam być silna. Odrzucam od siebie zdjęcia rodziny. Zostawiam je na później.
- Możemy zaczynać- uśmiecham się.
Harry kręci głową. Ponownie wskazuje mi tarcze.
Oddech staje się wolny. Podnoszę rękę z pistoletem. Wycelowuję go prosto w serce. Zamykam jedno oko.
- Ile mam kul?
- Pięć- mówi- Trafisz pięć razy w serce?- chichoczę.
- Oczywiście że tak- wstrzymuję oddech. Strzelam. Trafiam w setke. Ponownie odbezpieczam pistolet. Zamykam jedno oko. Wstrzymuję oddech strzelam. Setka. Powtarzam swoje ruchy. Każda z kul trafia w to samo miejsce. Akurat w tym jestem dosyć dobra. I nigdy w to nie wątpiłam. Jak co nie którzy tutaj.
Odwracam się do mężczyzn. Rzucam pistolet do Paul'a. Łapie go zręcznie, kończąc papierosa.
- Dobrze sobie poradziłaś, Mała- uśmiecha się.- I co teraz wątpisz w jej umiejętności? Lepiej byś się zajął leczeniem złamanej ręki- wszyscy wybuchamy niekontrolowanym śmiechem. Nawet tamten maruda Drake, który do nikogo się nie odzywa.
W kilka minut, atmosfera znacznie się poprawiła. Wszyscy turlają się ze śmiechu. Opowiadają wzajemnie anegdotki na temat Cody'iego. Żartują że matka musiała upuścić go w trakcie karmienia, z czego śmiałam się przez następnych kilka dni.
Jak szybko atmosfera zmieniła się w o wiele lepszą, tak szybko powtórnie wróciła do tamtej oschłej, wręcz zimnej.
Wzrok każdego mężczyzny powędrował do wyjścia. Mój także.
W progu stał Zayn i Niall. I wszystko się wyjaśniło. Ta wspaniała "rodzina" przypominała moją, do czasu gdy przychodził Zayn. Niszczył wszystko co stało mu na drodze. Wraz z samopoczuciem każdego członka gangu.
Był oschłym bydlakiem, którego bali się wszyscy, do nie dawna wraz ze mną.
Ale to minęło. Wiem że nadszedł mój czas. Czas na zemste.
Podchodzi do nas. Każdy z moich towarzyszy, schodzi mu z drogi. Zmierza do drugiego pomieszczenia, przypominającego coś w rodzaju sali narad.
Otwiera drzwi. Wchodzi. Oh, na szczęście mnie nie zauważył!
- Casey! Musimy porozmawiać!- i jak na złość, ponownie zdaje sobie sprawę że szczęście mnie ominęło.
Zerkam na Harry'ego. Zdejmuję wcześniej trzymaną na moim ramieniu dłoń. Wiem że się go boi, dlatego nic nie zrobi by mnie uratować. Trudno. Nie mam mu tego za złe.
"Licz tylko na siebie, jeśli umiesz liczyć, bo mimo upływu lat nadal żyjemy w dziczy".
Przemierzam drogę do drugiego pomieszczenia. Cisza. Nikt mnie nie zatrzymuje. "Lepiej żyć z Zayn'em w zgodzie". No jasne.
Wchodzę do pokoju.
- Zamknij za sobą drzwi- mówi. Nie mogę zobaczyć wyrazu jego twarzy. Jest odwrócony tyłem do mnie. Czyta słowa wypisane na kartce papieru. Zamykam drzwi. Odwraca się.
- Spóźniłaś się- mówi zimno.
- Zdaje sobie z tego sprawę- trzymam dłonie za plecami. Bawię się palcami wskazującymi, by jakoś ukoić swoje nerwy.
- Usiądź.- rozkazuje.
Robię co mi każe, choć wcale nie mam na to ochoty.
- Wczoraj, przesadziłem. Nie powinienem tak reagować. Popełniłem błąd.- patrzy prosto w moje oczy.
- I?
- I?
- A może tak, przepraszam?- wzruszam ramionami.
- Przepraszam?
- No widzisz, to aż tak nie boli- wstaję. Otrzepuję się z niewidzialnego pyłu, przy tym ciągnąc lekko swoją bokserkę. Dekolt staje się większy. Widzi to.- Jeśli nie masz już mi nic do powiedzenia, to wychodzę.
- W sumie to mam- uśmiecha się ochoczo- W sobotę jest bankiet, na którym pojawią się wszyscy z londyńskich gangów.
- I co z tym w związku?
- Będziesz mi tam potrzebna.- wzdycha- Jest jeden facet, którego musimy zlikwidować.
- W jaki sposób?
- No, na pewno nie zrobimy żadnej rozruby, po prostu wsypiesz mu proszki do drinka, kiedy będziesz w jego pokoju.- oznajmia.
- Jak mam się tam dostać?
- Oh, to będzie proste. Będziesz udawać panienkę do towarzystwa- uśmiecha się.
- Że co! Nie zgadzam się! To jest przesada!- wyrzucam dłonie w powietrze. Nigdy nie zostanę czyjąś dziwką!
- Spokojnie, nikt ci nie każe się z nim pieprzyć.- wysyła, wyzywające spojrzenie- Chyba że chcesz.
- Nie chcę- uspokajam się.- Opowiedz mi jak to ma wszystko wyglądać.
- Cóż, wejdziesz tam jako moja partnerka do towarzystwa. Wyporzyczę mu Ciebie na jedną noc. To chyba proste, prawda? Nic skomplikowanego.- cały czas świdruje mnie swoimi czekoladowymi oczami. Są takie piękne.- Po wszystkim będziemy mogli świętować.
- Dobrze.- wzdycham.
Mój wzrok cały czas jest utkwiony na jego ciele.
Prostuję się, kiedy postanawia wstać. Wypinam swoje mizerne piersi do przodu. Ćma leci do ognia. Pięknie.
Podchodzi do mnie. Powoli, ale zwinnie. Przystaję kiedy nasze twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów. Czuję na sobie jego oddech.
- Obiecaj mi że już nigdy nie będziesz mi się sprzeciwiać.
- Niestety, to nie będzie możliwe- odpycham go ręką. Odwracam w stronę drzwi. Kręcę pupą. Wiem że robię to jak niezdara, ale nie obchodzi mnie to. Teraz liczy się tylko to, by zdobyć jego zaufanie. I rozkochać go w sobie do szaleństwa

_______________
Od Autorki:

Cześć moje drogie :))
Otóż dziś drugi dzień świąt, wiem że trochę za późno z życzeniami ale coo tam!
Więc życzę wam Wesołych Świąt, i Szczęśliwego Nowego Roku! Żeby w następnym roku odwiedził was tak "Bad Zayn" i zmienił wam życie (oczywiście nie życzę wam żeby pozabijał wam rodziców).
Dobra nie ważne! Z moich życzeń dupa czarna! Nie jestem w tym dobra, więc zapomnijmy!
Mam nadzieję że ten na pewno o wiele, wiele, wiele dłuższy od tamtego, rozdział się wam spodoba.
Do zobaczonka <3

4 komentarze:

  1. aaaaaaaaaaa. w końcu dodałaś.. ale jest boski <3 weź dodaj już następny bo ja tu zawału dostanę xD ~Klaudia :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah. Miło słyszeć że aż tak Ci się spodobało :)) Na prawdę postaram się teraz szybko napisać następny rozdział. Obiecuję że dzisiaj zabiorę się za pisanie! xD

      Usuń
  2. Jestem tutaj nowa i od razu mi się spodobało ;) Czekam na następny :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww *.* Jak zwykle rewelacja uwielbiam twoją twórczość, czekam na następny rozdział. Życzę weny i pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń