środa, 1 stycznia 2014

Rozdział siódmy

Rozdział zawiera sceny erotyczne i czytelnicy poniżej 18 lat bla bla bla bla.. Gówno prawda!

Dni mijają tak szybko, że nawet nie zdążam porządnie zastanowić się nad wszystkim co się w okół mnie dzieje.
Co dzienne przychodzenie na ósmą do obskurnego hangaru i siedzenie w nim cały dzień, było strasznie nudne. Nigdzie nie można mi było wychodzić. Mężczyźni sami wyjeżdżali na strzelaniny, kiedy ja samotnie spędzałam dzień na zżółkłej kanapie. Nie pozwalali mi wychodzić. "Musi ktoś chyba zostać i pilnować by nikt nie wszedł podczas naszej nieobecności, no nie?" Zawsze to samo wytłumaczenie. Nie nadawałam się na nic innego. Czułam się zwykłym wyrzutkiem i coraz częściej myślałam nad powrotem do skąpanego w słońcu Los Angeles. Londyn, choć był moim rodzinnym miastem i to tutaj wychowywałam się do piętnastego roku życia strasznie mnie przytłaczał. Przypominał o wszystkim co się tutaj wydarzyło.
Czasami zdarzało się gdy jechałam taksówką do hangaru, widywałam swój dom. Zupełnie pusty. Zdecydowanie nadawał się jedynie do remontu.
A zobaczenie go przyprawiał mnie jedynie o kolejną dawkę nienawiści skierowanej do Zayn'a. Szpilki wbijały się w moje serce. Pozostawiały po sobie nowe ślady, których nie można było zaszyć. I kolejne cierpienia. Kolejna gra,która rozgrywała się po powrocie z "pracy". Wieczorny szloch.
Nie zależnie od tego, mój dzień zawsze wyglądał tak samo. Pobudka. Ubranie się. Przyjazd taksówką do naszej siedziby. Siedzenie do dwudziestej na kanapie. Powrót do domu. Szloch. I cholerne wspomnienia, których nie da się zapomnieć. Cały czas nawiedzają moje sny. Zamieniają je w koszmar. Nie widzę ciemności, zamykając oczy. Najwidoczniej nie jest mi to pisane.

Sobota zbliżała się wielkimi krokami. W końcu zatapiając się w czasie, dopiero teraz zauważyłam że to ten dzień.
Mimo że minęło sporo czasu od rozmowy z Malik'iem, nic się między nami nie zmieniło. Może dlatego że widzę go jedyne pięć minut na dzień?
W końcu normalne jest to że znudził się tak nie śmiałą dziewczyną jaką jestem.
Jednak, wciąż mam przeczucie że dziś wieczór coś się zmieni. Że wtargnę na drogę bez powrotu. I już nie będę mogła z niej wyjść.

Przechadzam się już dobrą godzinę w tę i z powrotem po garderobie. Zupełnie nie wiem w co się ubrać. To bankiet. A co się na takich bankietach zakłada?
Oh! Mogłam chociaż obejrzeć jakiś cholerny film romantyczny i przygotować się na to. Ale chyba w żadnym dziewczyna nie chcę zemścić się na mordercy swoich bliskich, prawda?
Po raz kolejny przeglądam wszystkie wieszaki, w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki. Aż dziwne że aż tyle się ich uzbierało, choć w większości z nich nie byłam ani razu.
W ręce wpadła mi jedna z sukienek. "Ta, zdecydowanie ta!" krzyczy moja Bogini. Definitywnie się z nią zgadzam. Więc pozostając jedynie w czarnej koronkowej bieliźnie, wciskam się w ciasny materiał. Przeglądam w lustrze.
Sukienka jest czarna. Z długimi koronkowymi rękawami. Jest tak ciasna, że nawet moje nogi, a co dopiero plecy wyglądają w niej jędrnie i zdrowo.
Rozpuszczam włosy. Loki opadają na ramiona. Pozostawiam je takie jakie są. Nie starczy mi już czasu by przeciągnąć je choćby kilka razy, nagrzaną prostownicą.
Nakładam na stopy wysokie szpilki, tego samego koloru. Ostatni raz sprawdzam czy makijaż się nie rozmazał. I jęczę z nie zadowoleniem. Mimo to wyglądam obrzydliwie! Chorobliwie biała skóra, odstające kości policzkowe, i czarne oczy. Nie jestem atrakcyjna, pociągająca a w szczególności ładna.
Nie jestem niebieskooką blondynką z wielkimi cyckami, miseczki D.
Jestem Riley. Po prostu Riley.

Dzwonek do drzwi brzęczy. Podskakuję z przerażenia. Pora zacząć zabawę.
Ubieram nową skórzaną kurtkę. Ruszam w nieznane.
Otwieram drzwi. I widzę jego. Przystojnego, młodego Mulata, opartego o framugę drzwi. Oblizuję swoje pełne wargi. Oczy ciemne, pobłyskują w świetle ulicznej lampy. Jedną dłonią trzyma się za swoje biodro. Uśmiecha się. Rząd równo ułożonych zębów, wreszcie wydostają się z pod jego ust. Jest piękny. Wygląda jak anioł. Choć wiem że potem skarcę się za to jak o nim myślałam, dalej znajduję podmioty jakie do niego pasują. Jest wprost idealny. W swoim czarnym garniturze, białej koszuli i krawatem zawiązanym w okół szyi.
I po raz pierwszy zapominam co mi zrobił.  I po raz pierwszy zapominam kim na prawdę jest. Kim ja jestem.
Na jego widok tracę zmysły. Zdrowy rozsądku, idź precz! Pozostaje jedynie zachwyt.
- Gotowa?- pyta szarmancko. Nogi mam jak z waty. Mięknę. A gdzie podział się Bad Zayn?
- Mhm- mruczę, zupełnie urzeczona jego widokiem.
- W takim razie chodźmy.- łapie moją dłoń. I zapominam. Nie wyrywam się. Pozwalam czuć jego dotyk na sobie. Przechodzą mnie dreszcze.
Otwiera przede mną drzwi auta. Niezdarnie gramolę się na siedzenie. Nasze dłonie się rozłączają. Zamyka drzwi. Obchodzi auto. Natarczywie wlepiam w niego swój wzrok. Jest taki piękny. Siada na swoim fotelu. Odpala auto. I suniemy już po głównych drogach.
Spuszczam wzrok na dłonie. Pocieram je ze sobą, dodając trochę ciepła. Chcę by je dotknął. By otulił dłońmi moje. I uśmiechnął się, tak jak pod domem.
- Jakaś małomówna dzisiaj jesteś- zagaduję.
- Po prostu nie widzę potrzeby by się odzywać- wzdycham. Stajemy na czerwonym świetle. Odwraca się do mnie.
- Pamiętasz co masz robić na bankiecie, tak?- znowu wracamy do tematu pracy. Nigdy nie rozmawiamy o czym innym.
- Tak- wycedzam.
- Dobrze, mam nadzieje że mnie nie zawiedziesz- mówi.
- Spokojnie- wzdycham- Zrobię to co do mnie należy, najlepiej jak potrafię.- kładę dłoń na fotelu. Dotknij mnie, proszę.
- Mam nadzieję.
- Nie ufasz mi?- nasze wzroki się krzyżują. Mimo to nie mam zamiaru odpuszczać.
- Ufam.- odwraca się, pozostawiając mnie zupełnie samą. Wiem że rozmowa jak na razie dobiegła końca. Nie dotknął mnie, choć bardzo tego chciałam.
Spoglądam przez szybę. Budynki rozmywają się wśród świecących lamp. W samochodzie panuje grobowa cisza. Tupię nogami o podłogę. Jedynie to daję mi jakiekolwiek poczucie stabilności.
Rozglądam się wszędzie. Unikam jego wzroku, chodź wiem że co rusz na mnie spogląda. Nie mam zamiaru się odezwać, czekam aż on to zrobi.
Ponownie odwracam się do szyby. Plecami do niego. Wjeżdżamy na podziemny parking. Ah,czyli bankiet będzie w jakimś apartamentowcu?
Parkujemy na miejscu numer 54.
Zayn wyciąga kluczyki ze stacyjki. Nic nie mówiąc wysiada z samochodu. Widzę jak obchodzi auto, by otworzyć przede mną drzwiczki. Jednak robię to samodzielnie. Jestem zbyt wściekła by mu na to pozwolić.
Trzaskam drzwiami. Idę przed siebie.
- Casey- podbiega, łapie mój nadgarstek. Nerwowo wyrywam się z jego uścisku. Teraz to sobie możesz!
- Czego!- syczę, przez zaciśnięte zęby.
- Co jest? Co się stało?
- Nie powinno Cię to obchodzić- odwracam się- W końcu jesteś tylko moim szefem i nie muszę Ci się tłumaczyć.
- Poczekaj- staję w miejscu. Czuję jak jego dłoń zaciska się na mojej.
- Trzeba stwarzać pozory- i wraca nienawiść. Upragniona, utęskniona nienawiść do Zayn'a Malik'a! No gdzieś ty się podziewała!
Wchodzimy do windy. Mulat wciska guzik z wyrytą szesnastką. To musi być jakiś ogromny bankiet bo muzykę słychać już z drugiego piętra.
W końcu drzwi otwierają się. A przede mną tłum ludzi. Jedni tańczą. Drudzy rozmawiają i piją drinki. Znów inni stają pod ścianami mizdrząc się w najlepsze. Uświadomieni że istnieją tylko dla siebie.
Urzeczona widokiem tych ludzi, zostaję zaciągnięta do pierwszego stolika z alkoholem.
- Chcesz coś do picia?- pyta. Kręcę głową, sztucznie się uśmiechając.
Zayn podaję mi jeden z kieliszków.
- Który to?- wskazuję brodą na tłum tańczących ludzi. Chłopak rozgląda się po sali.
- Tam- pokazuję na czterdziestoletniego mężczyznę, który mógłby być moim ojcem. Boże! Kiedy wrócę do domu będę musiała się porządnie wyszorować. Zamykam oczy. Z grymasem na twarzy biorę łyk szampana. Jego gorzki smak, przyprawia mnie o wymioty, jednak piję dalej. Próbuję wyrzucić z myśli obrazy dłoni faceta na moim ciele.
- Idzie tutaj- otwieram oczy. Idę za wzrokiem Mulata. Mężczyzna zmierza w naszym kierunku. Jest coraz bliżej. Spoglądam na Malika. Posyła mu przyjazny uśmiech.
- Zayn!- mówi głośno czterdziestolatek.
- Travis!- wita się.
- Dawno Cię nie widziałem, opowiadaj co u ciebie.
- Wszystko w porządku- odpowiada zwięźle. Spogląda na mnie.
- A cóż to za piękności!- mam mdłości na sam widok jego okropnej gęby.
- To jedna z moich Panienek do towarzystwa, Casey- mówi Zayn.
- Piękne imię, dla pięknej, młodej damy. Miło poznać- oblizuję swoje wargi. Łapczywie obserwuję moje ciało. Wzrok jednak wciąż zatrzymuję się w tym samym miejscu. Przy dekolcie. Mam ochotę wykrzyczeć mu w twarz "Ej oczy mam tu!" ale wiem że nie mogę.
- Mi także miło poznać- trzepoczę z obrzydzeniem rzęsami. Nie wierzę że Malik zmusza mnie do tego wszystkiego.
Mężczyźni zaczynają rozmawiać. A ja zupełnie odłączam się od rzeczywistości. Nie chcę wysłuchiwać ich biadolenia. Ich planów na idiotyczne życie. Chcę zapomnieć że kiedykolwiek znalazłam się na tym bankiecie, z takim towarzystwem.
Myślami przenoszę się w odległą krainę. Tym razem widzę wuja Stana. Dawno nie rozmawialiśmy. Obiecuję sobie że jeszcze dziś do niego zadzwonię. Bardzo za nim tęsknie. Jest jedyną osobą, na której tak bardzo mi zależy. I zupełnie nie wyobrażam sobie życia ze świadomością, że jego nie ma.
- Casey- wybudza mnie ze swoich myśli- pójdziesz z Travis'em, dobrze?- patrzy na mnie. Kręcę głową, i już zostaję wepchnięta w ramiona łapczywego starucha.
Obejmuję ramieniem moje ciało. Ciągnie do windy. Oddalam się od Zayn'a. Nie czuję się bezpiecznie. Dostaję dreszczy. Odwracam się do Mulata. Stoi obok stolika. Cały czas mnie obserwuję.
- Bądź ostrożna- mówi cicho, tak że mogę to usłyszeć tylko ja. Widzę go jak zaciska swoje pięści. Jego knykcie są białe. A oczy czarne. Jest zły, wręcz wściekły. Czemu? Przecież tak się umawialiśmy? To należy do moich obowiązków. Taki był plan.
Drzwi windy zamykają się. A mi pozostaję jedynie obraz Bad Zayn'a przed oczami.
Stoję wciąż patrząc na metalowe drzwi. Dłoń mężczyzny zjeżdża z pleców na pupę. Wyrywam się z uścisku, lecz on nadal się nie poddaję. Zerkam na panel. Zjeżdżamy na parter. Do jasnej cholery, gdzie jedziemy!
- Myślałam że mamy iść do twojego mieszkania- mówię. Czterdziestolatek śmieję się gardłowo.
- To się myliłaś-prycha- Wiesz jesteś zabawna. Myślałaś że pieprzyłbym Cię w tym samym budynku, a potem oddał grzecznie Zayn'owi?- i wtedy wszystko staję się jasne. Podczas kiedy Zayn będzie tam na mnie czekał, ja zostanę wywieziona nawet nie wiem gdzie.
- Gdzie mnie zabierasz?- piszczę cichutko.
- Gdzieś, gdzie twój chłoptaś na pewno Cię nie znajdzie- śmieje się. Jego łapska łapią moje udo. Popycha mnie na ścianę. Jest zbyt ciężki by go od siebie odepchnąć.
Przyciska swoje umięśnione ciało do mojego. Na siłę rozchyla moje nogi. Przyciska krocze między moje nogi. Czuję jego nabrzmiałą męskość. Podnosi mnie.
- Opleć nogami moje biodra- rozkazuję oschło.
- Nie- mówię stanowczo, dalej się odpychając.
- Zrób to!- krzyczy. Patrzę na panel sterowania. Dopiero teraz zauważam że winda została zatrzymana dokładnie na pierwszym piętrze. Nie ma wyjścia.
- Na pomoc!-krzyczę przeraźliwie- Pomocy!- zagłusza mnie muzyka. Nikt mnie nie usłyszy. Jestem w pułapce.
Dostaję w twarz.
- Nie drzyj się, suko!- syczy- Zrób to co Ci każę!
- Nie zrobię! Ty cholerny popierdoleńcu!- pluję mu w twarz. Jedną ręką ściera ślinę spływającą po policzku, drugą dalej mnie trzyma.
Dostaję w twarz. I kolejny. I kolejny. I kolejny raz. Z moich oczu spływają łzy. W końcu robię co mi każę. Czuję się brudna.
- Grzeczna dziewczynka- chwali mnie. Zbiera mi się na wymioty. Czuję zapach nikotyny i jego śmierdzącego potu.
Podwija dłońmi moją sukienkę. Moje czarne majtki pozostają na wierzchu. Tak bardzo chciałabym się znaleźć teraz przy Zayn'ie! Nigdy nie spodziewałabym się że będę tego chciała.
Travis syczy do mojego ucha. Jedną dłonią zbiera moje włosy w garść. Przekłada je na jedną stronę, odkrywając fragment mojej szyi. Całuję ją i przygryza, zostawiając bolesne malinki. Walczę z nim i walczę. Kopię go. Biję pięściami, ale nic to nie skutkuję.
Sukienka podwija się coraz bardziej. Jego dłonie wędrują do moich piersi. Słyszę jak ciasny materiał zrywa się pod naciskiem jego dłoni. Opada na ziemię. Zostaję w samej bieliźnie. Łzy nadal ciekną po policzkach. Boże uratuj mnie! Zayn uratuj mnie!
Bydlak pieści dłońmi moje piersi. Sutki twardnieją pod jego dotykiem. Bierze jeden w swoje usta. Podgryza. Liże. Obkręca, w okół swojego języka. Łzy ściekają na jego twarz. Nie robi to na nim żadnego wrażenia.
Podnosi wzrok na moją twarz. Odrywa usta od sutka. Zastępuję je druga ręka. Oblizuję swoje wargi. Zbliża twarz do mojej. I wpija się w moje usta. Nie oddaję pocałunku. Jednak on, walczy o dostęp do mojej buzi. Siłą otwiera moje usta. Jego obrzydliwy język, masuje mój. Popycham go rękami. Nie daję rady. Jestem coraz bardziej wyczerpana.
- Nie udawaj nie przystępnej, bo i tak wiem że tego chcesz!- syczy. Odsuwa się ode mnie. Stoję pod ścianą, zupełnie wystraszona. Nie mogę nic zrobić. I teraz wiem co to jest prawdziwy strach.
Travis obserwuję moje prawie nagie ciało. I myślę że to koniec. Że za chwilę zostanę uwolniona i będę mogła wrócić do Zayn'a. Jednak moja nadzieja znika kiedy on w końcu się odzywa.
- Zdejmij stanik- rozkazuję. I zdaję sobie sprawę co się zaraz stanie. Jak bardzo zostanę skrzywdzona. Jednak nie robię nic. Póki on nie zadaję mi ciosu w brzuch. Jęczę gardłowo.
- Zdejmij ten stanik!- kolejne łzy spływają po policzkach. Ma przewagę. Prostuję się Sięgam rękoma do zapięcia. Odpinam je.
- Wolniej- mówi. Więc robię jak chcę. Choć nie chcę.
Wyciągam ramiona przed siebie. Koronka łagodnie masuje moją skórę,następnie pada na dywanik. Jestem naga. Jestem brudna. Jestem dziwką.
- Teraz majtki- rozkazuję.
Pociągam nosem. Łzy dalej ciekną. Majtki opadają na moje stopy. Patrzę na niego. I czuję nienawiść, czystą nienawiść. Jak bardzo chciałabym się teraz znaleźć w domu. W Los Angeles.
Podchodzi do mnie. Już nie walczę. Po co? Po co tracić siły, skoro to i tak nic nie da? Tu nie ma Riley. Tu nie ma Casey. Tu nie ma nikogo. Jestem nikim. Jestem nic nie wartym gównem.
Travis głaszczę mój mokry policzek. Ściera z niego łzę.
- Wiesz, lubię kiedy kobiety płaczą- uśmiecha się do mnie.
Zjeżdża ręką z mojego policzka do piersi. Pieści je swoimi palcami. Nie sprawia mi to przyjemności. Ale mu tak. Kiedy do woli się nimi nabawi, zjeżdża niżej. Do mojej kobiecości. Masuję łechtaczkę swoimi dwoma palcami. Patrzę w jego twarz i wiem że zapamiętam ją do końca życia.
W końcu wpycha we mnie jeden ze swoich palców. Piszczę z bólu. Robi to tak gwałtownie. Jego palec wchodzi we mnie i wychodzi,sprawiając mu przyjemność. A mi kolejną dawkę cierpienia.
Wkłada drugiego. Tym razem robi to szybciej. Syczę z bólu. Sapie do mojego ucha. Przybliża usta do moich ponownie się w nie wpijając. Od razu daję mu dostęp do języka, jednak nie odwzajemniam pocałunków.
Bawi się mną jak zabawką, nie zważając na moje uczucia.
Jego palce wydostają się ze mnie. Odrywa usta od moich.
- Masz- mówi- Spróbuj jak smakujesz.- kręcę głową. Nie chcę. Dostaję w twarz. Otwieram buzię. Pcha dwa palce do moich ust.
- Liż-posłusznie oblizuję językiem jego palce. Zbiera mi się na wymioty. Mam ochotę zerzygać się na jego twarz.
- Grzeczna Casey- szepczę. Całuję mnie w czoło.
Słyszę dźwięk rozpinanego zamka. Spoglądam na niego. Jego męskość wychodzi z rozpiętego rozporka. Jest ogromny. Odwracam głowę.
Znowu mnie podnosi.
- Opleć nogi w okół moich bioder- rozkazuję. I robię to. Zamykam oczy. Szlocham.
Jego erekcja obija się o moją łechtaczkę. Zayn! Gdzie jesteś!
Wbija we mnie swoją męskość. Krzyczę z bólu. Dyszę z przerażenia. Opiera głowę o mój bark. Wchodzi i wychodzi. Cykl cały czas się powtarza. Najpierw wolno. Potem szybko. Całuję mnie swoimi obrzydliwymi ustami. Maca brudnymi dłońmi. I sprawia ból. Łzy płyną jak szalone. I to wszystko dzieję się podczas kiedy inni bawią się na bankiecie.
Travis wchodzi we mnie ostatni raz, bardzo głęboko. Wyciąga swoją erekcję doznaje spełnienia. Jego nasienie kapię na dywanik. Opadam na podłogę. Krwawię. Opieram głowę o ścianę. Ból nie do zniesienia.
- Nie udawaj, wiem że Ci się podobało.- syczy- Ubieraj się zaraz wychodzimy.
Zamykam oczy. Na oślep szukając swojej bielizny. Zakładam stanik. I majtki. Chcę umrzeć. Mężczyzna po raz kolejny wciska guzik na parter. I jedziemy. Siedzę opierając się o metalową ścianę windy. Ledwo przytomna.
Charakterystyczny dźwięk rozprzestrzenia się po pomieszczeniu. Wtedy słyszę krzyki.
- Casey! Casey!- rozpoznaję jedynie Harry'ego i Zayn'a. Nie mam siły się odezwać. Pali mnie między nogami.
- Ty sukinsynie!- kolejny krzyk. Odgłos bójki. I ciepłe ramiona podnoszące mnie z podłogi. Wtulam się w pierś wybawcy. Płaczę.
- Przepraszam- szepczę Zayn.
- Niee..- jęczę. Nie mogę nic powiedzieć. Jestem zupełnie wyczerpana.
- Cii.. Już jesteś bezpieczna- głaszczę mój policzek- Już jesteś bezpieczna.- powtarza- Louis weź ją- zostaję przełożone do innych ramion. Znika bezpieczna przystań. Znikają jego delikatne ramiona.
- Zayn- płaczę- Zayn!
- Spokojnie, Casey- słyszę aksamitny głos chłopaka.
- Gdzie on jest? Czemu odszedł?- bełkocze.
- Spokojnie, zaraz wróci Casey- mówi- Teraz śpij.
Zanim próbuję cokolwiek odpowiedzieć, nie świadomie zasypiam w jego ramionach. Znowu nie widzę ciemności.

_______________
Od Autorki:
Cóż, wiedzcie że popłakałam się pisząc ten rozdział.
Spędziłam na nim dobre kilka godzin i szczerze, pierwszy raz jestem zadowolona z efektu ;)
Czytając wasze komentarze, zauważyłam że jest tu parę nowych osób, co bardzo mnie zmobilizowało do pisania.
Nie wiem czy wiecie, ale właśnie pracuję nad nowym opowiadaniem. Never Again. Na razie,na stronie nie ma jeszcze żadnych postów. Nawet nie jestem pewna kiedy zacznę je dodawać. Ale za to obsada już jest, więc możecie sobie zobaczyć ;) Mam nadzieję że i ta historia również was zaciekawi ;D
Dobra teraz już KONIEC, bo się znowu rozpisałam!
Do następnego posta!

7 komentarzy:

  1. Ryczę. Posłuchaj świetnie piszesz chcę już kolejny rozdział <3 ~Klaudia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Straciła dziewictwo z paskodnym starym sukinsynem mam ochotę cie przez to zabic ale co poradze ... przyznam nie spodobalo mi sie to sadze ze lepiej zeby zayn ja zgwałcił niz ten sukinsyn jestem taka osoba co niestety mnie takie rzeczy zniechecaja ... ale bede czytac bo bardzo mi sie podoba to jak oddajesz jej odczucia jak to opisujesz ale TEN rozdzial ma WIELKIEGO minusa ... no coz czekam na dalej ... JAK MOGLAS ! ;-; /Panna W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O co Ci chodzi? Rozdział jest świetny. ~Klaudia.

      Usuń
  3. jejku coś pięknego *.* . Szkoda, że ją zgwałcił ;/ . myślałam, że się obroni, ale rozdział i tek genialny ! Pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny ;) Czekam na następny :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze błędy, zauważyłam "co dziennie" które tak naprawdę piszę się razem. Codziennie. "zżółkłej kanapie" Ona nagle zrobiła się żółta? (xd) myślę, że po prostu na żółtej kanapie byłoby lepiej. Kilka błędów interpunkcyjnych. Zapamiętaj np. przed "co" "że" też stawia się przecinek. "Niezadowoleniem" piszę się razem.
    Ten rozdział wydaje mi się jakiś inny, są takie krótkie niektóre zdania :O I mimo tego, że Tobie się podoba mi nie do końca. Znaczy oczywiście myślę, że nie ma w tym krzty Twojej winny, bo faktycznie musiałaś nad nim długo pracować, ale jest po prostu obrzydliwy w swojej treść, mam namyśli to że jak Zayn, mógł pozwolić na to wszystko. Mógł się po czymś domyśleć, ślepy jest? No z drugiej strony, to facet więc nie ma co się dziwić. Ugh :( Przykro mi z powodu Riley, że tak została potraktowana. To koszmarne. Pozdrawiam i życzę weny na ten nowy rok. Połamania pióra, a może raczej klawiatury! :) x
    PS. Mam nadzieję, że się nie obrazisz :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie obrażam się, bo sama przyznam że bardzo szybko sprawdzałam ten rozdział, więc mogło się przewinąć przez niego wiele błędów. Przykro mi że ci się on nie podoba. Cóż trudno, każdy ma inne gusta.

      Usuń