niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział ósmy

Odkąd śmierć zabrała całą moją rodzinę, zawsze myślałam że najgorsze już minęło. Że teraz będę przygotowana na każde zło tego świata. Że będę mogła sama się przed nim ochronić. Zgiąć swoje ciało w pół, omijając bolesny cios. Później zamachnąć się i oddać. Ból za ból.
Jednak bardzo się myliłam. Ktoś już przed moimi narodzinami zaplanował, jaki będzie mój los. Nienawidził mnie. Nie widział potrzeby bym w ogóle zaznała tutaj szczęścia. Chciał bym się poddała. Zapadła się pod ziemie. Znikła.
Więc ja się poddaję.
Nie widzę sensu by dalej walczyć. Nie obchodzi mnie już nic. Jestem pusta. Moja dusza biega po łąkach, pełnych rozkwitających wrzosów. Zatapia stopy w miękką ziemię. Śmieję się. Jest taka radosna.
Zaś moje ciało ułożone plackiem na materacu. Wzrok utkwiony w suficie. Dłonie po obu stronach bioder. Nogi lekko rozchylone. Nie porusza się. Nie widzi do tego potrzeby. Jednak cały czas płaczę. Łzy spływają po policzkach. Brudzą prześcieradło. Powieki się zamykają i wracam do koszmaru.

***
Uciekam do domu. Biegnę po chłodnej ziemi. Otwieram drzwi. Jestem w windzie. Jakimś sposobem, stoję zupełnie naga. Drzwi się za mną zamykają, a ja zostaję wepchnięta do środka. Jest ciemno. Czuję na sobie jego dłonie. Z moich ust wydobywa się przeraliwy krzyk. Proszę go by przestał. Dostaję w twarz. Siarczysty policzek, pozostawia po sobie czerwony ślad. Boli jak cholera. 
Obejmuję mnie swoimi ramionami. Wyzywa. Biję. I dotyka. A jego dotyk jest najgorszą rzeczą jaka mi się przydażyła. Wyrywam się z jego objęć. Jednak on dalej pozostaję uparty. Znów trafiam w jego ramiona. Ale tym razem są o wiele cieplejsze. Są stanowcze, lecz delikatne. Zupełnie co innego. 
- Casey.- szepczę do mojego ucha- Obudź się.

I ja się budzę. W pokoju jest ciemno. Ledwo mogę zobaczyć zarys osoby, leżącej tuż obok mego boku. Jego oddech łagodzi moją szyję. Pięknie pachnie. Jego dłonie obejmują mnie w pasie. Przyciągają do ciepłego ciała. Ustami dotykam jego ramienia. Nie poruszam się. Jestem jak sparaliżowana.  Jednak przez ciało przechodzą dreszcze. Nie mówię nic. Leżę w ciszy. Wracam do swojej dawnej pozycji.
- Spokojnie- mówi- Tutaj jesteś bezpieczna.
Wcale nie! Nigdzie nie jestem już bezpieczna. Kłamiesz.
- Chciałabyś porozmawiać?- pyta Zayn.
Ignoruję go. Przenoszę się gdzieś daleko, po za granice tego świata. Jednak dalej czuję jego dotyk. Pozostawia po sobie elektryzujące ślady. Naznacza.
Z  moich oczu wciąż ciekną łzy. Nie obchodzi mnie to że widzi jak słaba jestem.
- Przepraszam- ściera przezroczyste krople z policzków- Przepraszam że pozwoliłem mu Cię zabrać.
Nic już dla mnie nie istnieję. Po startych łzach spływają kolejne. Nic nie ma sensu. Nic się już nie liczy. Nie przeraża mnie nawet to że leże w jednym łóżku z mordercą. Nie myślę już nawet o zemście. Nie myślę o zrobieniu mu krzywdy, bo czy jest w tym jakikolwiek sens? Jak na razie to cały czas ja staję się ofiarą.
- Idź już spać- wzdycha- Chcesz żebym został?
Nie odpowiadam. Jednak robię co mi każę.
I zasypiam.
***
Natarczywe światło razi moje oczy. Choć schowane za powiekami dalej próbują pozwolić mi zasnąć. Odmowa.
Budzę się. W sypialni nie ma żywej duszy. Rolety są odsłonięte. Pozwalają wpuścić trochę światła. Zza zamkniętych drzwi słychać rozmowy mężczyzn. Nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Nie ciekawię się kto może się za nimi znajdować. Chcę znowu zasnąć. Wreszcie zapomnieć!
Z ust wydobywa się jęk. Szloch dusi każdy dźwięk. Łzy spływające po twarzy. Ból. Czuję się zupełnie pusta. Prócz ogromnego cierpienia, nie ma we mnie nic. Jestem bez użyteczna. Dziwka, dziwka, dziwka.
Moja Bogini, choć raz nie wie co powiedzieć. W pozycji kwiatu lotosu, regeneruję się na kolejną walkę. Nie daję znaku życia. Z przymkniętymi powiekami, i spiętymi w kok włosami. Wygląda pięknie. Tak spokojnie. Jest wzorem do naśladowania.
Drzwi otwierają się ze świstem. Rozmowy cichną. Jednak dalej słychać ich kroki. Dalej tu są.
Zayn wchodzi do sypialni. Ma zatroskany wyraz twarzy. Wygląda jakby go coś bolało. Jest pewny siebie. Podchodzi do mnie powoli. Jego dłonie zwisają po obu stronach bioder. Jest ubrany w szarą koszulkę i czarne dresowe spodnie. Najwidoczniej siedział dzisiaj w domu cały dzień. Jego włosy ułożone w zupełnym nie ładzie.
Siada obok mnie. Nagimi nogami nadal dotyka paneli.
Moja dłoń pozostaję odkryta. Więc bierze ją w swoje objęcia. Masuję knykcie. Nie poznaję go. Zachowuję się jak nie on. Zupełnie inaczej. Pokazuję swoją nową, o wiele lepszą twarz. Jest troskliwy i opiekuńczy. Czemu?
- Nie płacz- mówi- Nie lubię kiedy płaczesz- ściera łzy.
Na ich miejscu pojawiają się nowe. To nie takie proste. Za bardzo boli.
- Chcesz porozmawiać?- znowu zadaję to pytanie. Ignoruję go. Pustka, zupełna pustka. Jestem napełniona jedynie powietrzem i zbędnymi łzami. Sparaliżowana. Nie mogę się poruszać. Mówić tym bardziej. Zapomnieć.
Zayn wzdycha.
- Dobrze, idź już spać- mówi jak do dziecka.
I ja zasypiam.
***
Jest jasno. Sama nie wiem ile już tutaj jestem. nie obchodzi mnie to. Zayn siedzi tuż obok. W ręku trzyma miskę z ryżem, polanym ciemnym sosem.
- Przyniosłem Ci obiad- uśmiecha się pokrzepiająco. Ignoruję to. Moja pozycja się nie zmienia. Dalej leżę plackiem. Sufit znam już na pamięć. Nic nie mówię. Nawet nie wiem ile już tkwię w tym stanie.
Zayn stawia ryż obok mnie.
- Jedz, Casey.- mówi.
Nie zwracam na niego uwagi. Idź już sobie. Nie potrzebuję cię. Jesteś ostatnim czego bym teraz chciała.
- Chyba nie chcesz żebym Cię nakarmił- znów podnosi miskę.
Odejdź. Odejdź. Odejdź.
Nabiera łyżką trochę ryżu. Kieruję ją do moich ust. Zimny metal dotyka dolnej wargi. Nie otwieram buzi. Nie ruszam się. Wciska łyżkę między moje wargi. Nie daję za wygraną. Moje usta pozostają zamknięte. Na wargach pozostają ślady ciemnego sosu.
- Casey, musisz jeść.- oznajmia błagalnie.
Łyżka w końcu trafia do mojej buzi. Pozostawia po sobie ryż z sosem. Zayn uśmiecha się szeroko. Na języku czuję smak potrawki.
- I co dobre?- pyta.
Wypluwam to z buzi. Jedzenie w połączeniu z moją śliną trafia na jego dresowe spodnie. Pozostawia po sobie ohydną plamę. Nie obchodzi mnie to. Dalej obserwuję sufit.
- Dobrze, jak nie chcesz to nie- wstaję z łóżka i wychodzi z sypialni trzaskając drzwiami.
I ja zasypiam.
***
Do sypialni wchodzi Zayn. Nie pozostawia mnie w spokoju. Jest natarczywy. Nie chcę jego obecności.
- Jak się czujesz?- pyta.
Mam ochotę dać mu w twarz. Krzyczę wewnętrznie. Płaczę na zewnątrz. Cały czas płaczę. Ten stan nie ma końca. Znowu nie odpowiadam na jego pytanie.
- Ohh, czyli dalej się nie odzywasz- mówi do siebie- Przepraszam. Przepraszam że pozwoliłem Cię skrzywdzić.
Moje oczy wciąż utkwione w jednym punkcie. Moja dłoń w jego objęciach. Ciepło.
- Nie wracałaś tak długo- wzdycha- Zadzwoniłem po resztę. Przyjechali bardzo szybko. Czekaliśmy pod windą. Niestety nie mogłem nic zrobić. Była zablokowana. Miałem czekać aż skończy swoje i wreszcie ją odblokuję. Cały czas słyszałem jak Cię wyzywa. Jak płaczesz i wołasz o pomoc. A ja stałem tam i nie mogłem nic zrobić. Zupełnie nic. I to chyba było najgorsze. Stać i oczekiwać, aż skończy robić Ci krzywdę.- słuchałam co mówi jednym uchem, a wypuszczałam drugim. Jednak nie które informacje pozostawały w mojej głowie, przez co jeszcze większy potok łez rozlał się na mojej twarzy. Nie mogłam dalej wysłuchiwać co ma mi do powiedzenia. Wyduszone jęki wydobywały się z moich ust.
Zayn kładzie się obok mnie i obejmuje swoimi ramionami. Moje usta dotykają jego piersi okrytej tym razem białą koszulką. Dłońmi głaszcze moje plecy i ramiona. Zachowuję się jak przyjaciel. A ja czuję się w jego ramionach zupełnie bezpiecznie.
- Przykro mi, nawet nie wiesz jak bardzo żałuje że Cię w to wszystko wmieszałem- jego dłonie robią okrężne ruchy na moich plecach. I wtedy zastanawiam się czy widział mały krzyż na moim nadgarstku. Ale jakby się dowiedział, nie leżał by ze mną tutaj i nie pocieszał no nie?
Mimo to nic się nie odzywam. Nie dotykam go. Nie poruszam się. Nie robię nic by go od siebie ode pchać, bo tego nie chcę. Coś we mnie chcę by dalej mnie przytulał. By zasnął tuż obok mnie. Przy nim mam poczucie bezpieczeństwa. O ironio! Czuję się bezpiecznie obok człowieka, który zabił moich bliskich. Powinnam go nienawidzić. Powinnam teraz zwalić go z łóżka, i zabić czymkolwiek. Nawet udusić poduszką, na której teraz ułożona jest moja głowa. Ale nie mogę. Jest mi dobrze. Choć w głowie wciąż mam gębę Travis'a. A po policzkach spływają kolejne łzy.
- Cii.. Idź spać.
I ja zasypiam.
***
Ciemność. W pokoju nie ma nikogo prócz mnie. Ile już tutaj jestem? Może wreszcie pora się ruszyć? Jestem straszliwie głodna. Czuję że zaraz umrę. Może uda mi się pójść cichutko do kuchni żeby skubnąć coś z lodówki?
W końcu muszę kiedyś się stąd ruszyć. Muszę wreszcie coś zrobić. Nie mogę tak żyć. Nie mogę się teraz poddać.
Poruszam jednym palcem. Sprawdzam przy tym na ile mnie stać. Dreszcze przechodzą przez moje zdrętwiałe ciało. Tak dawno się nie poruszałam.
Z oporem podnoszę rękę. Udaję się coraz lepiej. W końcu odpycham się od materaca. Znajduję się w pozycji siedzącej. Odwracam się na bok. Spuszczam stopy na zimną podłogę. Gęsia skórka.
Ponownie odpycham się rękoma. Znajduję się w pionie. Dziwne uczucie. Robię pierwszy krok. Udaję się. Zanim zdążam zauważyć, jestem już w salonie. Krok,krok,krok. To takie proste.
Staję gdy znajduję się tuż przy drugiej sypialni. Zerkam przez otwarte drzwi. Na ogromnym łóżku leży Zayn. Jest taki spokojny. Zupełnie się nie porusza.
Staję na palcach i dalej wyruszam w swoją drogę. Mijam kolejne drzwi. Korytarz się nie kończy. Zupełnie nie wiem gdzie iść. Na jednej ze ścian wisi lustro. Przystaję zdziwiona swoim odbiciem. Jestem w samej bieliźnie. Cały czas w niej byłam! O święty Barnabo! Po za tym wyglądam strasznie. Tak to jeszcze nie było.
Ogromny kołtun na głowie. Podkrążone oczy, od płaczu. I wystające kości. Wyglądam jak wrak człowieka.
Moja Bogini wreszcie się budzi. Od razu posyła mi gniewne spojrzenie. Tak, tak muszę jeść.
Odwracam głowę od odbicia i idę dalej. Dom Malik'a jest ogromny! Przedtem widziałam zaledwie salon i gabinet.
Wreszcie dochodzę do kuchni. Zaświecam światło. Pomieszczenie jest duże. Widać że nie często z niego korzysta. Wszystko jest tutaj tak nieskazitelnie czyste. Ciemnoczerwone szafki, zajmują większość pomieszczenia. Czarny stolik i krzesła stoją pod ścianą, na której porozwieszane są kolorowe zdjęcia owoców.
Otwieram dwudrzwiową lodówkę. Nie ma z czego wybierać. Znajdują się w niej tylko jajka, pomidory i masło.
Postanawiam zrobić jajecznicę z pomidorami. Dom jest w końcu taki duży że chyba go nie obudzę no nie?
Otwieram szafki, poszukując jakiejś patelni. Na moje szczęście znajduję ją w ostatniej szafce. Odpalam gaz. Stawiam ją na nagrzany palnik. Wrzucam trochę masła.
Szukam deski i noża. Wszystkie szafki są pootwierane więc znalezienie ich znajduję mi o wiele mniej czasu niż przedtem.
Siadam przy stoliku. Kroję umytego pomidora. Wrzucam na rozgrzaną patelnię wraz z jajkami. Mieszam i pozostawiam na chwilę. Biorę talerz i widelec. Nakładam jajecznice i stawiam na stolik. Wlewam wody do szklanki. Siadam i zajadam się zrobionym przez siebie jedzeniem. Delektuję się każdym kęsem. Tak dawno nie miałam niczego w ustach. Mogłabym zjeść choćby konia z kopytami.
Kończę swoją potrawę. Jestem zupełnie skupiona na jedzeniu, kiedy wyczuwam czyjeś dłonie na swoich barkach. Podskakuję na krześle. Ze stołu zlatuje talerz z resztką jajecznicy. Porcelana rozbija się na drobne kawałki. Zrywam się z krzesła. Nie widzę twarzy mężczyzny. Zaczynam swój bieg.
- Casey!- krzyczy Zayn. Biegnie tuż za mną, mimo to nie zatrzymuję się. Przyspieszam. Wbiegam do pierwszego lepszego pomieszczenia. Zamykam się na klucz. Zayn'a pozostawiam za drzwiami. Pomieszczenie okazuję się łazienką. Ogromne lustro na jednej ze ścian. Prysznic w kącie. Dwie marmurowe umywalki. I toaleta. Opuszczam jej deskę. Siadam na niej tyłkiem. Dyszę z przerażenia.
- Casey!- krzyczy- Casey, przepraszam nie chciałem Cię wystraszyć! Otwórz drzwi.
Puka. Ignoruję go. Łokcie opieram na umywalce. Odkręcam korek. Chlapię się zimną wodą. Zdecydowanie muszę ochłonąć.
- Casey, otwórz!- krzyczy coraz głośniej. Teraz nie jest już miłym Zayn'em. W jego głosie łatwo można wyczuć gniew. Wali w drzwi jak oszalały. Nie otwieram ich. Nie obchodzi mnie to że bardziej go tym wkurzam. Nic mnie już nie obchodzi.
- Cas!- wali w drzwi. Łał, wymyślił już nawet skrót mojego imienia, by się nie przemęczać wymawianiem całego? Mądre.- Otwórz te cholerne drzwi!
Wstaję z deski klozetowej. Przenoszę się do kabiny prysznicowej. Otwieram drzwi. Wchodzę do małego pomieszczenia. Siadam tyłkiem na zimnym marmurze. Zamykam kabinę. Walę głową o ścianę.
- Otwórz drzwi, bo je wywarze!- wali w nie coraz mocniej. A wyważaj je sobie, nie są moje więc nie będę musiała ich odkupywać.
Siedzę z nogami podciągniętymi do siebie. Czołem opieram się o kolana.
- Dobra! Jak chcesz, to kurwa tam siedź! Jesteś nie do wytrzymania!- ostatni raz walnął w drzwi. Łzy leciały potokiem. Przedtem mówiłeś co innego. Jestem nie do wytrzymania. Jestem pusta. Jestem dziwką. Nic nie wartym gównem.
Policzki ocierają się o uda. Pozostawiają po sobie mokre ślady. Włosy są tak tłuste że kleją się do pleców. Śmierdzę. Nie obchodzi mnie to. Zrywam się. Wychodzę z kabiny z ogromnym trzaskiem drzwiczek. Widzę kosz z brudami. Wywracam go na ziemie. Trzaskam otwartymi szafkami. Dostaję ataku wściekłości. Zdzieram z okna firanki. Rzucam ją gdzie reszta ubrań. Podchodzę do lustra. Brzydzę się swoim widokiem, co jeszcze bardziej mnie denerwuję. W ręce wpada mi kubek ze szczoteczkami. Ciskam nimi o drzwi. Na ścianie obok zauważam metalowy wieszak z ostrymi prętami. Zrywam go ze ściany. Zaciskam ręce na długiej szyjce.  Podchodzę do lustra i z impetem uderzam w nie jednym z ostrych części. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Lustro się rozpada. Rzucam o ścianę wieszakiem. Podchodzę do kabiny. Kopię w drzwiczki. Za mną słychać już krzyk Zayn'a. Natarczywie wali w drzwi łazienki.
Kopię w w kabinę. Bolą mnie już palce u nóg jednak dalej nie przestaję. Rzucam wszystkim co mi trafi do rąk.
Ogromny huk nie przerywa moich poczynań. Rzucam ręcznikami o ziemię. Ciepłe ręce zaciskają się na mojej talii. Z krzykiem padam na kolana. Szlocham. Rozpaczam. Krzyczę. Walę pięściami o klatkę piersiową Zayn'a. Przytula mnie do siebie. Siada na kafelki. Przyciąga mnie sobie na kolana. Tuli. Kołyszę.
- Cas, jestem tutaj- szepczę do ucha- Jestem.
Tylko że ja nie chcę żebyś był. Chcę żebyś odszedł. Nie chcę cię znać. Chcę do domu. Nic już nie ma sensu. Przecież mówiłeś że jestem nie do wytrzymania. A teraz przychodzisz i mnie uspokajasz.
- Przepraszam- mówi. Kołyszę w swoich ramionach. Wracam do stanu bezużytecznej kukły. Nie poruszam się. Nie mówię. Tylko płaczę.
Jeszcze bardziej przyciska mnie do swojej klatki piersiowej. Słyszę jego serce. Bum. Bum. Bum.
- Zaniosę cię do łóżka- oznajmia.
Podnosi mnie z ziemi. Nogi zwisają w powietrzu. Niesie mnie jak lalkę. Otwiera drzwi sypialni nogą. Kładzie na łóżku.
- Chcesz żebym został?
Nie odzywam się. Po prostu leżę. Nie czekając na moją odpowiedź, kładzie się obok mnie. Przytula. Czuję jego oddech. Okrywa nas kołdrą.
- Śpij, Cas.
I ja zasypiam.

___________
Od Autorki:
Cześć kochane ;**
Witam was z nowym rozdziałem. Od razu po ustawieniu nowego szablonu (który bardzo mi się podoba) postanowiłam go dodać. Wydaję mi się że błędów nie ma, bo komputer sam mi je sprawdził i wszystkie poprawiłam.
Dziękuję za krytykę, bo nie lubię kiedy zbytnio mi się słodzi ;)) (nie, nie jestem z tego powodu zła).
Każdy ma swoje zdanie, które może wyrazić w komentarzach, bo po to w końcu są!
Do następnego rozdziału ;)
Pozdrawiam! <3




6 komentarzy:

  1. Jak dla mnie to jest świetny <3 czekam na następny ;) ~Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  2. nie podoba im sie tło ;\ tamto było lepsze -Panna W

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też się nie podoba tło. Kompletnie się rozjeżdża.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem! :D Rozdział jest przyjemny podobało mi się, że na każdym końcu fragmentu dodawałaś "I ja zasypiam" bo wydaje mi się, to jakimś znakiem między Riley a Zaynem, bo w końcu za każdym razem jest przy niej. Naprawdę mi jej szkoda, musi to bardzo przeżywać, ten koszmar. I jeszcze fakt, że Zayne jest obok niej, ten morderca, ona pozwala mu być blisko, bo tego potrzebuje. A co będzie później? Coś się zmieni. Czekam na kolejny :)
    PS. u mnie z szablonem nie jest źle. Co prawda, z lewej strony jasne tło wystaje co jest trochę dziwne. No i gdy powiększę do 110% czyli tak jak zawsze mam, wszystko się rozjeżdża, ale sam w sobie jest piękny.
    PS2.
    True, błędów nie zauważyłam. Przecinków przed "że" nie ma :D Trzymaj się, trzymam za Ciebie kciuki przy kolejnym rozdziale! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. *.*Cudo *.* /Gossip xx

    OdpowiedzUsuń